- Doskonale. Skontaktowałem się już z prawnikiem. Będzie tu rano.

  • Oda

- Doskonale. Skontaktowałem się już z prawnikiem. Będzie tu rano.

05 March 2021 by Oda

- Załatwienie formalności zajmie sporo czasu... - Nie dla nas. Po spotkaniu z Alfredem pojedziemy do Florencji. - Do Florencji? - Mam tam coś do załatwienia, a ty potrzebujesz sukni ślubnej. - Sukni ślubnej? Lorenzo uniósł ciemne brwi. - Przypuszczam, że uciekając, nie zabrałaś jej ze sobą? Jodie odwróciła wzrok. - Nie, nie zabrałam - odpowiedziała spokojnie. Jej suknia ślubna wciąż wisiała w sklepie. Zapłacona, ale nieodebrana. Patrzył na nią beznamiętnie. - We Florencji jest sporo firmowych sklepów. Na pewno coś znajdziesz. Zwilżyła wargi czubkiem języka. - A gdybym zmieniła zdanie? - Nie pozwolę ci. - Nie możesz mnie powstrzymać. Sposób, w jaki na nią spojrzał, uświadomił jej, że znalazła się w pułapce. - Czego ty się tak bardzo boisz? - zapytał Lorenzo. - Nie boję się niczego i nikogo - skłamała. - Dlaczego w takim razie nie mielibyśmy się pobrać? Oboje zyskamy na tym coś, co jest dla nas ważne. Kiedy się żeni twój były narzeczony? - W połowie następnego miesiąca. - Świetnie. My już wtedy będziemy małżeństwem, więc będziesz miała przyjemność przedstawić mnie jako swojego męża. Odpocznij teraz. Jest późno, a jutro czeka nas pracowity dzień. - Dlaczego nie chcesz się ożenić z Cateriną? Jego rysy natychmiast stwardniały. - To nie twoja sprawa - odpowiedział zimno. - Śpij. Skurcz nie powinien wrócić. ROZDZIAŁ SZÓSTY Ze snu wyrwał Jodie odgłos otwierania drzwi sypialni i brzęk nakryć stołowych. - Dzień dobry - pozdrowiła ją Maria wesoło po włosku, postawiła tacę i obeszła pokój, odsłaniając ciężkie zasłony. Pokój zalały potoki światła słonecznego, a z nim rozkoszne ciepło, kiedy Maria otworzyła okna, odsłaniając niewielki balkon. Zapach świeżej kawy, widok owoców i słodkich bułeczek sprawił, że ślina napłynęła Jodie do ust. - Dziękuję, Mario - odpowiedziała starszej pani po włosku z ciepłym uśmiechem i jak tylko Maria odwróciła się do wyjścia, wyskoczyła z łóżka. Nie wiedziała, że pokój ma balkon, i teraz odkryła, że wychodzi na ogród w stylu mauretańskim. Zdobione ornamentami sklepione przejścia spowijały kaskady różowych róż, a ze swojego punktu obserwacyjnego widziała niewielki stawek, gdzie zdobiona fontanna biła wysoko w górę, a woda, spadając z powrotem do stawku, zakłócała spokój złotym rybkom, leniuchującym w porannym słońcu. Jodie wróciła do pokoju, nalała sobie filiżankę kawy i znów wyszła na balkon, wystarczająco szeroki, by pomieścić mały stolik z kutego żelaza i dwa krzesła. Właśnie chciała usiąść, gdy drzwi sypialni otworzyły się ponownie. Jodie odwróciła się z uśmiechem, który zamarł jej na ustach, gdy zobaczyła Lorenza. - Dobrze, że już wstałaś. Dzwonił Alfredo, będzie tu za godzinę. Mam nadzieję, że spałaś spokojnie i że skurcze już się nie powtórzyły? - Nie, to znaczy tak, spałam dobrze i bez bólu. - W istocie skurcze nie powróciły, ale słabe mrowienie w miejscu, które masował, nie pozwoliło jej zasnąć przez dłuższy czas po jego wyjściu. W przeciwieństwie do niej Lorenzo był całkowicie ubrany, więc tym wyraźniej uświadomiła sobie kusość swojej koszulki. Ale Lorenzo nie patrzył na nią. - A teraz jak się czujesz? - zapytał, nalewając sobie kawy i wychodząc na balkon. Nagle spokojne miejsce, w którym można się cieszyć pięknym porankiem, zrobiło się bardzo intymne i ciasne. - Wszystko w porządku. Skurcz może złapać każdego - odpowiedziała, przyjmując pozycję obronną - nawet kogoś z dwiema zdrowymi nogami. - W bardzo wielu miejscach na świecie ludzie cierpią z powodu wojen, tracą kończyny i na pewno z radością znaleźliby się na twoim miejscu. Czyżby ośmielał się prawić jej kazanie? On, który żył życiem uprzywilejowanego, bezpiecznie odizolowany od rzeczywistości? - Co ty w ogóle wiesz o ludzkim cierpieniu? - zapytała pogardliwie. - Założę się, że okrucieństwa wojny widziałeś najwyżej w telewizji. Zamaszyście odstawiła filiżankę na stolik i zamierzała przejść do sypialni, ale Lorenzo, który wydawał się pochłonięty kontemplowaniem ogrodu, położył jej dłoń na ramieniu, zmuszając, by się zatrzymała. - Caterina obserwuje nas z ogrodu - powiedział spokojnie. - No i co? Odstawił filiżankę i odwrócił się do niej. - No i to - odpowiedział miękko. Odległość między nimi gwałtownie się zmniejszyła i nie było dokąd uciec. Lorenzo otoczył ją ramionami, których ciepło przeniknęło przez cienki materiał koszulki. Przechylił ją ku sobie, palce jednej dłoni wsunął w jej włosy, palce drugiej pieściły jej kark. Cała drżąca od tłumionej furii Jodie spojrzała na niego. Cień jego głowy przesłonił słońce, kiedy nachylił ją do pocałunku. Jodie zesztywniała i nie odważyła się poruszyć. Jego wargi były chłodne i twarde. Czuła zapach wody po goleniu i mydła. Uparcie odmawiała oddania mu pocałunku, ale nie potrafiła pozostać obojętna wobec pieszczoty jego palców. Wyraz jego szarych oczu był nieodgadniony. - Czy ty nawet nie umiesz całować? I pomyśleć, że byliście zaręczeni! Nie chcąc zostać uznaną za kobietę erotycznie nieporadną, Jodie przedłożyła kobiecą dumę nad złość. Lekko rozchyliła wargi i otoczyła ramionami jego szyję. Czuła ciepło słoneczne na plecach, ale to dotyk Lorenza rozpalał jej ciało. Jego dłonie pieściły ją pod koszulką, kiedy tak stała na palcach, nachylona nad nim, całując go w bardzo intymny sposób. Lorenzo otoczył dłońmi jej talię, a potem przesunął je wyżej, na jej nagie piersi. Jodie chłonęła coraz śmielsze pieszczoty wszystkimi zmysłami, całkowicie zatracona w prywatnym świecie erotycznej przyjemności. Do przytomności przywrócił ją dopiero odgłos drobnych kroków pod balkonem. Zesztywniała i oderwała się od Lorenza. - Nie miałeś prawa - rzuciła ze złością.

Posted in: Bez kategorii Tagged: agata młynarska sylwia mor, czerwone dodatki do sukienki, czy warto robić makijaż permanentny brwi,

Najczęściej czytane:

- Jeśli jeszcze raz usłyszę frazę „następca tronu"...

- Usłyszysz ją jeszcze wiele razy - przerwał jej tonem nie znoszącym sprzeciwu - ponieważ to jest właśnie sedno sprawy. Myślisz, że mnie jest tutaj dobrze? Mam piękną po-siadłość zaledwie kilkanaście kilometrów stąd, w Renouys. Chciałbym dalej tam mieszkać i prowadzić swoje normalne życie, a nie występować w roli panującego. Robię to wyłącznie dlatego, że poczuwam się do odpowiedzialności. - A ja nie? Gdybym się nie poczuwała, nie byłoby mnie tutaj! ... [Read more...]

ich ból? Ale dlaczego? ...

- Zostawiam ci Henry'ego. On cię kocha i dobrze mu z tobą. - Ale ja... - Ty też go kochasz. - Gdy to mówiła, jej twarz była kompletnie pozbawiona wyrazu. - Wprawdzie uważasz, że nie jesteś zdolny do miłości, ale oszukujesz sam siebie, po¬nieważ boisz się zaufać uczuciom. Rozumiem to, sama też przed nimi uciekałam, ale coś się zmieniło. Zakochałam się w tobie, Mark. - Zauważyła jego gest protestu, i potrząs¬nęła głową. - Przepraszam, nie powinnam cię tym obarczać. Nie obawiaj się, niczego od ciebie nie chcę, niczego nie oczekuję. Umiem żyć sama, robię to od lat. Jestem dorosła i potrafię się z tym pogodzić, ale z Henrym jest inaczej. On nie może cię stracić. Skrzywdziłbyś go, gdybyś odmówił mu swojej opieki i swoich uczuć, a ja nie pozwolę skrzyw¬dzić Henry'ego. Zostawiam ci go. ... [Read more...]

e, tak, jeszcze - jęknął. Posłuchała go. Kiedy poczuła jego język na sutku, pomyślała, że roztopi się z rozkoszy. Zachęcony jej mimowolnymi westchnięciami, pocałował jej pierś delikatnie, a potem wessał koniuszek do ust, przyciskając brodawkę językiem do podniebienia. Rozpiął jej spodnie i wsunął dłonie, uciskając jej pośladki, nacierając, eksplorując. Całe ciało Sayre przeszywały dreszcze, skupiające się w jej intymnym miejscu i sprawiające, że pragnęła, aby ją tam dotknął. - Beck, pozwól mi... - Zsunęła się z jego kolan i zaczęła się rozbierać. Gdy została tylko w figach, zawahała się, ogarnięta nagłą i niespodziewaną wstydliwością. Spojrzał na nią błagalnie. - Nie dręcz mnie - powiedział. Sayre ściągnęła majtki i odwinęła ręcznik z bioder Becka. Jego męskość była wzwiedziona i piękna. Ogarnęło ją pragnienie, by poczuć go głęboko w swoim ciele. Przesunął dłonią po kępce rudych włosów na jej łonie, a potem chwycił ją za talię i przyciągnął do siebie. Klękając nad nim na kanapie, rozsunęła uda. Beck przytulił twarz do ulegle miękkiego brzucha i pocałował go, schodząc niżej i niżej, aż rozpłynęła się na jego wargach i języku, drżąc z pożądania i pragnąc, aby znalazł się w niej. Powiedziała mu to. Z powodu obrażeń, jakich doznał, zbliżenie nie było gwałtowne... i tym lepiej. Sayre dosiadała go powoli, centymetr po centymetrze, smakując każdą chwilę, która przynosiła nowe, cudowne, fascynujące odczucia. Jeśli Beck był niecierpliwy, nie okazał tego, chyba jemu również spodobał się jej pełen samozadowolenia brak pośpiechu. Gdy już się wydawało, że nie mogą być bardziej połączeni, chwycił jej biodra w kołyskę swych dłoni i przytrzymał, poruszając się w górę i sprawiając, że krzyknęła cicho z nagłej rozkoszy. Ich ruchy były delikatne i powolne, lecz tak intensywne, że wstrzymywali oddech, gwałtownie łapiąc powietrze tylko wtedy, kiedy przypominali sobie, że muszą oddychać. Palce Becka wbijały się w jej biodra, przytrzymując ją blisko, ale jej ręce też nie pozostawały bezczynne. Dotykała jego ramion i barków, głaskała głowę, kark i pierś. Wyginając się do tyłu, sięgnęła za siebie i pogładziła go po udach, pieszcząc ich wewnętrzną część. Beck jęknął z niewysłowionej rozkoszy. Kiedy doszedł, otoczył ją ramionami i przytulił rozpalony policzek do piersi. Wargi dotknęły jej pobudzonego sutka. Nie zrozumiała słów, które wyszeptał, jednak wypowiedział je tak seksownym tonem, że wyzwolił jej orgazm. Nieco później leżeli w łóżku, twarzą w twarz. - Co powiedziałeś? - spytała Sayre. - Kiedy? W odpowiedzi uniosła brwi i spojrzała na niego znacząco. - Ach. Ciąg brzydkich słów, jak sądzę. - Bardzo erotyczne - mruknęła, trącając jego męskość kolanem. - W takim razie następnym razem powiem je głośniej. Poczuł, jak jego sutki twardnieją pod dotykiem jej palców. Ku jego rozkoszy, otoczyła jeden z nich wargami i zaczęła delikatnie drażnić koniuszkiem języka. Odsuwając się na kilka milimetrów, wymruczała: - Wiedziałeś, że od początku tego chciałam, prawda? Odzyskanie głosu zajęło mu dłuższą chwilę. - Tak przypuszczałem - odparł wreszcie. - Wiedziałeś od pierwszego spotkania? - Od naszej rozmowy przy pianinie. Spojrzała na niego. ...

- Wtedy, przy pianinie, myślałam, że jesteś najbardziej aroganckim skurwysynem, jakiego miałam nieszczęście poznać. - Przesunęła palcem w dół po jego brodzie. - A przy okazji, jednym z najatrakcyjniejszych. - Ja zaś zastanawiałem się, jak się powstrzymać, żeby nie dotknąć cię po to, by sprawdzić, że naprawdę istniejesz. Wydałaś mi się najbardziej seksowną kobietą, jaką kiedykolwiek widziałem. A przy okazji, najbardziej przemądrzałą. Zaśmiała się lekko. - Tak bardzo chciałam cię nienawidzić - powiedziała. Nagle spoważniała. - Chciałabym cię nienawidzić teraz. - Chcesz tego z powodu brudnej roboty, jaką wykonuję dla Huffa. - Tak. - Podziwiam twoją prawość. - Czyżby, Beck? - Tak. Czy moglibyśmy jednak porzucić na chwilę twoją prawość i mój jej brak? - wyszeptał. - Przynajmniej do rana. - Chcesz, żebym została? Przytulił ją mocniej. - Tylko spróbuj odejść. Pocałowali się długo i bez pośpiechu. Jego ręce powędrowały od jej piersi w kierunku miękkiej, wilgotnej tajemnicy jej płci, a potem znów w górę, ku piersi i nabrzmiałej brodawce. Od pierwszego spotkania z Sayre setki razy wyobrażał sobie, jak leżą obok siebie, nadzy. Rzeczywi-stość jednak przechodziła jego najśmielsze wyobrażenia. Teraz, kiedy w końcu byli razem, Beck nie mógł się nasycić jej dotykiem. Kiedy przestali się całować, objął wzrokiem jej ciało. - Jesteś piękna, Sayre. - Dziękuję. - Bez skazy. Ten komentarz sprawił, że senny uśmiech stopniowo zniknął z jej twarzy. Poczuł, jak Sayre wycofuje się w głąb siebie, jeszcze zanim usiadła i przyciągnęła kolana do piersi, opierając na nich brodę. - Mam skazę, Beck. Lepiej by było dla ciebie, gdybyś nigdy mnie nie poznał. - To nieprawda. - To prawda, Beck. Pozostawiam za sobą zniszczenie My, Hoyle'owie, jesteśmy z tego znani. To nasza specjalność. Łamiemy ludziom serca i życia, nieodwracalnie. Położył dłoń na jej plecach. Skóra Sayre była niewiarygodnie gładka i blada w porównaniu z jego ciałem. Jej biodra odcinały się łagodnym łukiem od wąskiej talii. Nad pośladkami widniały dwa symetryczne płytkie dołeczki. Ta kobieca cecha sprawiła, że jego serce wypełniło dziwne pragnienie, jakiego nie czuł nigdy przedtem. Wiele razy odczuwał fizyczne pożądanie, nigdy jednak nie doświadczył pragnienia, aby całkowicie posiąść ciało kobiety, poznać jego pełnię. - Co zniszczyłaś, Sayre? - Poślubiłam dwóch mężczyzn, których nie kochałam. Wydawałam ich pieniądze, dzieliłam z nimi łoże, lecz ledwo pamiętam, jak wyglądali. - Spojrzała na niego, sprawdzając reakcję, ale twarz Becka pozostała spokojna. Chciał, żeby opowiedziała mu o tamtych czasach. Pragnął poznać wszystkie brudne szczegóły jej tamtego życia. - Zniszczyłam ich. - Patrzyła przed siebie. Mówiła z wyraźnym trudem. - Celowo i dla własnych egoistycznych celów. Nie miałam nic przeciwko nim, ale wykorzystałam ich bezlitośnie. Chciałam ukarać Huffa za to, że odebrał mi Clarka i moje dziecko. Nie obchodziło mnie dłużej moje życie, ważne było tylko to, żeby go zranić. Kiedy kazał mi wyjść za mąż, zrobiłam to wyłącznie, by zrujnować moje małżeństwo tak, żeby Huff na tym ucierpiał. Ci dwaj mężczyźni padli ofiarą niesławnych Hoyle'ów i naszego talentu do niszczenia życia. - Nie mam ani krzty współczucia do twoich tak zwanych małżonków. Ożenili się z tobą, wiedząc, że ich nie kochasz. Dopraszali się o to, abyś ich wykorzystała. W zamian za swoje poświęcenie mogli z tobą sypiać. Ile miałaś wtedy lat? - Za pierwszym razem dziewiętnaście. Poślubiając drugiego z nich, skończyłam dwadzieścia jeden. - A oni? W jakim byli wieku? - Starsi. O wiele starsi. Bardziej w wieku Huffa niż moim. Dwaj napaleni znajomkowie Huffa potrafili wyczuć czekające ich przyjemności. Chwycili się szansy na poślubienie Sayre, nawet ze świadomością, że najprawdopodobniej ich związek z nią nie potrwa długo. - Mogli spędzać każdą noc z piękną, młodą kobietą. Chyba że nie... - Tak. Chciałabym móc ci powiedzieć, że tego z nimi nie robiłam - rzekła tak cicho, że ledwie ją usłyszał. - Ale dostęp do mojego ciała był częścią kontraktu. - W takim razie wykorzystywano cię, prawda? Oparła czoło na kolanach. - Niezbyt piękna przeszłość, co? Nie zważając na przeszywający ból w klatce piersiowej, usiadł i otoczył ją ramieniem. Potem pociągnął ją w dół, układając na poduszce obok siebie. Odgarnął włosy z twarzy i zmusił, żeby na niego spojrzała. - Czy ktokolwiek mógłby cię winić za to, co zrobiłaś po tym, co ci się przytrafiło? - Wczoraj w nocy podsłuchałeś moją rozmowę z Huffem. Słyszałeś wszystko? - Wystarczająco dużo, by zrozumieć, dlaczego tak nienawidzisz ojca. Sayre wtuliła twarz w jego szyję. - To, co się stało, było bardzo dobrze strzeżoną tajemnicą. Nawet moi bracia nic o tym nie wiedzieli. Ani Selma. Nikt. Nie mogłam o tym z nikim porozmawiać, podzielić się swoim bólem. - Clark? - Nigdy się nie dowiedział, że byłam w ciąży. Popełniłam błąd, mówiąc o tym Huffowi, zanim porozmawiałam z nim. A po aborcji co mogłam zyskać, mówiąc mu o tym? Dziecka już nie było. Gdyby się dowiedział, poczułby się jedynie tak samo okropnie, jak ja. - Kochałaś go za bardzo, żeby mu powiedzieć. - Coś w tym stylu. Nadal jest mi bardzo drogi. Zawsze będę wspominała nasz związek bardzo czule. Moja pierwsza miłość. Cierpię jednak... - przerwała na dłuższą chwilę, zanim podjęła wątek. - Cierpię jednak z powodu dziecka. Była to jedyna niewinna istota w moim życiu, w świecie rodziny Hoyle'ów. Czysta, nietknięta. A Huff ją zniszczył. Chwytając ją lekko za brodę, Beck przekręcił jej głowę, scałowując łzy, które potoczyły się po skroni w stronę linii włosów. - Nie zniosę twojej litości - powiedziała chropawym głosem. - W porządku. Zatem ty ulituj się nade mną. Chwycił jej dłoń i zamknął wokół swojego penisa. Całując ją, prowadził jej rękę, aż Sayre zmieniła pozycję. Wycałowała jego sińce na klatce piersiowej, brzuchu i niżej. - To była jedna z twoich fantazji, prawda, Beck? - spytała. - Tamtego dnia, w odlewni, kiedy powiedziałeś, że nie chcesz, aby kogoś rozproszyły moje włosy i... - ... żeby zaczął sobie wyobrażać, jak łaskoczą jego brzuch. Wydało się. - Wydało się już wcześniej - wyszeptała, a potem pochyliła się nad nim. Jej usta były na przemian nieśmiałe, prowokujące i odważne. Wilgotne. I gorące. Bardzo. Wyszeptał jej imię, przyciągnął ją do siebie i pocałował, smakując siebie samego, ich oboje. Rozsunął jej uda i wsunął się między nie. - Boli? - spytała. - Jak cholera. - Może wolałbyś... - Nie. Wiem, czego chcę. Nie dyskutowała z nim dłużej. - Tak - jęknęła. - Tak. Poddała się zupełnie. Zgięła ramiona w łokciach, układając dłonie przy skroniach. Beck splótł palce z jej palcami, chwytając ją mocno. Gdy zaczął się w niej poruszać, patrzyli się sobie w oczy - Jeśli nie chcesz litości, Sayre, powiedz mi, co chciałabyś usłyszeć, a ja ci to powiem. - Nie musisz nic mówić, tylko... - Tylko co? - Wejdź we mnie głęboko. - Jestem głęboko. Tak głęboko, że się zgubiłem. Co jeszcze? - Proszę... - Wygięła szyję i zagryzła dolną wargę. Beck poczuł, że jej ciało zwiera się wokół niego niczym pięść. Obserwował, jak fala zbliżającego się orgazmu rozlewa się rumieńcem na jej piersiach, jak twardnieją brodawki, Nasłuchując jej gwałtownego oddechu, wyczuł, że jest już blisko. Wtedy przysunął się bliżej i zaczął poruszać biodrami, wykonując małe, rytmiczne koliste ruchy. - Proszę co, Sayre? - O Boże! - Co? - Przytul mnie - zawołała bezradnie. I Beck zrobił to, o co prosiła. Okrył ją swoim ciałem, pozwalając, by poczuła jego ciężar. Wtulili się w siebie tak mocno, że ich ciała zaczęły pulsować razem, a ich serca bić unisono. Później Sayre zasnęła wtulona w jego szyję, z dłonią spoczywającą ufnie na piersi, rozgrzewając skórę swoim oddechem. Beck oparł brodę o jej głowę i wpatrzył się w sufit. Chciał wykochać z niej cały ten ból - Huffa, aborcję, Clarka Daly'ego, wszystko. Chciał wyrwać to z jej pamięci, żeby wreszcie zaznała spokoju i zadowolenia, może nawet radości. Chciał dać jej choć jedną oślepiającą chwilę życia bez śladu gniewu i żalu. I przez te kilka chwil miłosnego zapamiętania myślał, że może mu się to udało. Teraz jednak, kiedy tak leżał, obserwując wirujące łopaty wiatraka pod sufitem, zadawał sobie pytanie, czy aby na pewno to on był osobą obdarzającą. 33 Huff siedział właśnie na ganku frontowym, pijąc poranną kawę, kiedy przed dom zajechał Rudy Harper w służbowym wozie. Wysiadł, niosąc pod pachą jakieś zawiniątko. Zbliżył się niepewnym krokiem. - Wcześnie zacząłeś, jak na niedzielny poranek - zauważył Huff. Wspięcie się po schodach zdawało się pozbawić Rudego wszystkich sił. Jego twarz ukryta pod rondem służbowego kapelusza zrobiła się szara. Szeryf wszedł na ganek i zdjął nakrycie głowy. ... [Read more...]

Polecamy rowniez:


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 112.opole.pl

WordPress Theme by ThemeTaste