większym trudem przychodziło jej płacenie
rachunków, Lizzie przypomniała sobie tę rozmowę. Maurice zostawił wprawdzie Angelę dobrze zaopatrzoną, ale jak się okazało, nic tak szybko nie spłaszcza poduszki finansowej jak leczenie chronicznej choroby. Zaczęła od telefonu do Denisa w Venice Beach. Powiedziała mu, że wprawdzie dość późno, ale jednak zamierza skorzystać z jego rady. Może przypadkiem pamięta jakieś jej danie, które najbardziej przypadło mu do smaku? - Wszystkie! - Ja mówię poważnie. Potrzebuję czegoś na dobry początek, a wiesz, że nigdy niczego nie zapisywałam, to była taka dłubanina... - Wygłupy. Nawiasem mówiąc, dobry tytuł. Mimo wszystko dość długo z niego nie skorzystała. Nadal pisywała artykuły, rozważając jednocześnie różne koncepcje książki, którą miała nadzieję ostatecznie napisać, ale gdy tylko wpadła na coś oryginalnego, wydawało się jej, że zabija w ten sposób świeżość i prostotę swoich pierwotnych zamysłów. Kiedy wreszcie udało się jej nadać dziełu zadowalający styl, kompozycję i tytuł, w jej życie wtargnął Christopher Wade, zmieniając wszystko na zawsze. - Taka jest kolej rzeczy, prawda? - powiedziała do Susan Blake tego pierwszego wieczoru przy (wbrew najlepszym intencjom Susan) mocno zakrapianym obiedzie. - I akurat w czasie, gdy już wcale nie musiałam tak desperacko starać się o wydanie tej książki, kiedy miałam dostatecznie dużo pieniędzy, że nie wspomnę o dwójce dzieci, pojawiła się w moim życiu firma Vicuna. - Ale jesteś z tego zadowolona? - No chyba! Teraz, wiele lat później, przy lunchu w Isoli przy Knightsbridge, Susan i Lizzie omawiały plany kolejnej trasy połączonej z pokazami kulinarnymi. - Wszystko w porządku? - spytała Susan Lizzie, kiedy czekały na kawę. Sama zdążyła już unicestwić sernik z sosem jagodowym, a Lizzie nadal skubała niespiesznie swoją porcję. - Tak. Po prostu za bardzo się najadłam. - Bo wydajesz mi się trochę... przygnębiona. Lizzie wzięła kieliszek z winem i rozejrzała się po ruchliwej i bezwstydnie luksusowej restauracji. - Nie to, że przygnębiona. Tylko trochę mnie przerażają te plany. - To akurat rozumiem. - Naprawdę? - Jasne. To ogromne przedsięwzięcie. - Susan umilkła na chwilę. - Ale chyba nie martwisz się, jak