Theo przyglądał się dziewczynie, usiłując swym analitycznym
umysłem zgłębić jej skomplikowaną naturę. Dostrzegał, że pomimo wyczuwalnej wewnętrznej siły, Lily jest w istocie niepewna i niespokojna. – Naprawdę wyskoczyłaś kiedyś z jadącego samochodu? – spytał beztrosko, również przeglądając menu. – Tak, raz – wyznała. Milczała przez chwilę. – Widzisz, nie potrafię znieść sytuacji, których nie mogę kontrolować. Boję się schwytania w potrzask. Spojrzała na Thea, który wpatrywał się w nią w łagodnym zamyśleniu. Nagle po raz pierwszy w życiu zapragnęła się zwierzyć i zrzucić z duszy przygniatający ciężar. – Wiesz, musiało minąć dużo czasu, zanim zdobyłam się choćby na to, by zamykać na zasuwkę drzwi kabiny w publicznej toalecie – oświadczyła rzeczowym tonem. – A w windach... – urwała i wzdrygnęła się. – Ale uczę się panować nad sobą i w tego rodzaju sytuacjach reaguję już znacznie spokojniej niż kiedyś. Przypuszczalnie w końcu zaczynam być dorosła – dodała nieco zawstydzona. Odłożył menu. – Większość ludzi cierpi na jakieś kompleksy. Najważniejsze, by umieć się do nich przyznać, a ty już to zrobiłaś. Lily wybrała na zakąskę sałatkę z krabów i krewetek, a jako główne danie duszoną cielęcą wątróbkę. Theo zamówił to samo co ona. – Dziękuję, że mnie tu zaprosiłeś – powiedziała. – Nie dziękuj. Bea miała rację, jak zresztą zawsze. Najwyższy czas, aby dla odmiany ktoś przygotował i podał ci posiłek. Powinienem był sam o tym pomyśleć. Choć, moim zdaniem, przyrządzasz bez porównania smaczniejsze potrawy niż te, jakie zwykle jadam na mieście. Ta szczera pochwała sprawiła jej przyjemność. Podano wino i jedzenie. Spożywali kolację w przyjaznym milczeniu. Dopiero gdy skończyli oraz opróżnili niemal całą butelkę wina i czekali na deser, Theo zagadnął od niechcenia: – Opowiedz mi więcej o sobie. Na przykład, gdzie się urodziłaś? Spuściła wzrok i skubnęła róg serwetki, zastanawiając się nad odpowiedzią. Z nikim dotąd nie rozmawiała o swojej przeszłości – zresztą mało kto się tym interesował. Uważała ją za niezbyt chwalebną i wolała ukrywać. – W Hampshire – odpowiedziała wreszcie. – Ale... – zawahała się – często się przenosiliśmy i nigdzie nie zagrzaliśmy długo miejsca. Sam i ja straciliśmy rodziców we wczesnym dzieciństwie – dodała, usiłując trzymać się prawdy, a jednocześnie nie wyjawić zbyt wiele. – Tak, pamiętam. Mówiłaś, że wychowywali was rozmaici krewni. Widujesz się obecnie z nimi? – Nie, niestety nasze kontakty się urwały. Spotykam się tylko z bratem – wymamrotała coraz bardziej zakłopotana. Theo rozlał do kieliszków resztę wina. Jego następne pytanie uderzyło ją niczym grom. – Czy kiedykolwiek byłaś zamężna? – Nie – odparła i wypiła długi łyk. – I nie zamierzam być. Nie chcę się w żaden sposób wiązać... nigdy. Uniósł brew, lecz nie skomentował tego, tylko zmienił temat.