- Co robisz? - zapytał, podejrzewając, że celowo wyszukuje
sobie jakieś prace, by udawać zajętą. W sumie to mu nie przeszkadzało. I tak na nią poczeka. Wyjaśnienie układu z Parker podziałało na niego ożywczo. Jakby kamień spadł mu z serca. Czuł się lekko i radośnie jak nigdy. - Hm... - Shey zagryzła wargi. Była zmieszana jak małe dziecko przyłapane na tasowaniu w spiżarni. - Szykuję kanapki na jutro. - Nie lepiej poczekać do rana i dopiero wtedy je zrobić? Będą świeższe. Shey zignorowała jego uwagę. - A może byś napełnił solniczki i pieprzniczki, zamiast tak siedzieć i patrzeć? I czepiać się mnie - rzekła. Tanner nie kazał się dwa razy prosić. Już zdążył wciągnąć się do różnych prac. Robił swoje, ale od czasu do czasu zerkał spod oka na Shey. Zdziwił się, bo gdy taca była już pełna, nie przykryła jej folią i nie wstawiła do lodówki, ale wyniosła ją na zaplecze. Domyślał się, co tam robi. Ostrożnie podszedł do drzwi i delikatnie je uchylił. Chciał mieć pewność. Shey stała na progu tylnego wyjścia. Na zewnątrz było kilkanaście osób. - Cześć, Leo - rozległ się głos dziewczyny. - Nocowałeś dziś pod dachem? - Oczywiście, Shey. Już prawie przestałem kaszleć. - Mężczyzna wziął dwie kanapki. Jedną schował, drugą od razu zaczął jeść. - Robisz najlepsze kanapki z szynką i serem. - To nic trudnego. Wystarczy kawałek szynki, sera i trochę sałaty. - Ale ten twój sos, to dopiero jest coś! Shey roześmiała się. - Majonez z musztardą. Nic takiego. Po kolei witała się z innymi, zwracając się do nich po imieniu, wypytując ich o różne rzeczy, zaśmiewając się z nimi. Tanner stał w uchylonych drzwiach. Już pierwszego dnia był pod wrażeniem, gdy Shey wyniosła potrzebującym jedzenie, które zostało z całego dnia. Jednak dzisiaj w kawiarni był wyjątkowy ruch. Nic nie zostało. Shey zrobiła kanapki specjalnie dla nich. Tanner czuł dziwne ciepło w środku. Shey. Jaka to nieprawdopodobna dziewczyna! W kieszeni cichutko zabrzęczała jego komórka. Cofnął się i zaczął ostrożnie zamykać drzwi, ale w tej samej chwili Shey odwróciła się. Zauważyła go. Ich oczy spotkały się. Przez moment patrzyli na siebie z poczuciem, że na całej ziemi są tylko oni dwoje. Znowu zadzwonił telefon. Shey spochmurniała, ale Tanner nie dał się zwieść. Była zła nie z powodu jego obecności, lecz dlatego, że przyłapał ją na jej dobrym uczynku. Nie znał Shey jeszcze tak dobrze, jak by tego chciał, jednak tego jednego był absolutnie pewien - ona nie robiła tego na pokaz. I nie chciała, by ktokolwiek o tym wiedział. Pozuje na twardą, niezależną dziewczynę. Może nie dziewczynę,