- O Bo¿e - mrukneła Cissy.
Marla była wdzieczna za wsparcie, choc przyszło ze strony Nicka. - Chce pojechac na ranczo i zobaczyc cie na koniu. Cissy przewróciła oczami. - Och, daj spokój... przecie¿ nigdy cie to nie interesowało. - Mówiłam ci ju¿ - powiedziała Marla z naciskiem i wszystkie oczy nagle zwróciły sie w jej strone. - Pamietam, ¿e jezdziłam konno. To tylko takie mgliste wspomnienie, ale wiem, ¿e jezdziłam. Myslałam nawet, ¿e mo¿e ty i ja... na ranczu... - Urwała, widzac zdumienie na twarzy Cissy. - ¯artujesz? - Cissy potrzasneła głowa ze smiechem. - Teraz to ju¿ naprawde przesadziłas! Przecie¿ ty sie boisz koni! Podobno spadłas z konia w dziecinstwie. Prawda? - Cissy spojrzała pytajaco na ojca. - To prawda, kochanie - odparł Alex i Marla poczuła, ¿e grunt usuwa sie pod jej nogami. - To był niebezpieczny wypadek. Nie złamałas sobie niczego, ale od tego czasu panicznie bałas sie koni. Czy naprawde mogła a¿ tak sie pomylic? Czym wiec były te strzepy wspomnien, które tak pieczołowicie przechowywała? Snami? Fałszywymi wyobra¿eniami? Nie! Była pewna. - Nie potrafie tego wytłumaczyc, ale czuje, ¿e... - Urwała, widzac, ¿e wszyscy przestali jesc i siedzieli ze wzrokiem 203 wbitym w jej twarz, jakby oczekiwali, ¿e powie cos jeszcze. - Có¿, mysle... mysle, ¿e lubiłam jezdzic konno. - Spojrzała na córke. - Z toba. - Daj spokój. Nie pamietasz nawet własnych fobii? Bo¿e, mamo, to jest naprawde ¿ałosne, dziwaczne i... i przera¿ajace... - Cissy, dosc tego! - przerwał jej Alex z gniewem. Jego głos brzmiał rozkazujaco i ostro na tle cichej muzyki saczacej sie z ukrytych głosników. - Nie, nie, ona ma racje. - Marla spojrzała na wystraszona córke. -To jest ¿ałosne, dziwaczne i przera¿ajace i bardzo bym chciała, ¿eby sie ju¿ skonczyło. Ale potrzebuje czasu, wiec prosze, oka¿cie mi jeszcze troche cierpliwosci, dobrze? - Przepraszam, moge wyjsc? - spytała Cissy z oczami pełnymi łez i nie czekajac na odpowiedz, odsuneła swoje krzesło od stołu tak gwałtownie, ¿e jego nó¿ki głosno zazgrzytały po podłodze. Zerwała sie i zrzucajac z kolan serwetke, wybiegła z pokoju. - Zdenerwowałas ja - powiedział Alex, patrzac na ¿one. - A ty zdenerwowałes mnie - odpaliła Marla, zaciskajac dłonie w bezsilnym gniewie. - Nie wytrzymam tego dłu¿ej. Tej niewiedzy. Nie mam zamiaru kryc sie w swoim pokoju, póki nie zaczne wygladac dosc reprezentacyjnie, ¿eby wyjsc z domu, i nie mam zamiaru odmawiac przyjaciołom, którzy chca sie ze mna spotkac, ani zaniedbywac mojego ojca i brata, ani unikac Cherise i jej wielebnego mał¿onka, ani nikogo innego. Mam zamiar normalnie ¿yc i odzyskac pamiec, do cie¿kiej cholery. - Musisz byc cierpliwa... - zaczeła Eugenia.